Szanowni Państwo, poniżej przedstawiamy treść rozmowy o odkrywaniu i popularyzowaniu Kosznajderii, która ukazała się w Dzienniku Bałtyckim. Wywiadu udzieliła Grażyna Wera – Malatyńska, prezes Lokalnej Grupy Działania „SandryBrdy”.
Od lat aktywnie inicjuje Pani działania popularyzujące Kosznajderię – krainę mało znaną i ciągle nie do końca odkrytą. Co Panią w tym dziedzictwie urzekło?
Kosznajderia była enklawą katolickiej ludności niemieckiej, bardzo związaną z miejscem, ze swoją tradycją. Jednocześnie jednak – co mnie najbardziej urzekło – ludzie ci byli bardzo dobrymi obywatelami królestwa polskiego. Połączenie tradycji, swojej historii, rodziny i większej grupy, i jednocześnie postawa obywatelska niewątpliwie wyróżnia tę grupę etniczną. Poza tym, byli to doskonali rolnicy, mieli bardzo dobrej jakości ziemie. I właściwie ich praktyka rolnicza, technologie było tym, co wnosili do otoczenia, do innych mieszkańców, do Polaków i do Niemców protestantów. Kosznajderskie gospodarstwa pełniły mniej więcej taką rolę, jak w Polsce wschodniej i centralnej klasztory, które wnosiły również nową myśl i wysokiej jakości rolnictwo. Kosznajderia właściwie żywiła Chojnice. Bo druga część dzisiejszego powiatu chojnickiego, czyli Kaszuby, to ziemie słabej jakości. Ponadto Kosznajdrzy byli ludźmi głęboko wierzącymi. Inwestowali w kościoły. W małej odległości kościołów jest tutaj bardzo dużo, prawie każda wieś miała swój kościół. Najstarszy kościół, z końca XIV wieku, jest w Ogorzelinach, inne są głównie z XV wieku. Ponadto, wydali bardzo wielu mądrych ludzi. Kształcili swoje dzieci, dbali o edukację. Byli wśród nich księża, czy nawet biskup, ale też poeci, myśliciele, lekarze.
I to wszystko zniknęło, przestało istnieć…
Tak, to jest w jakimś sensie fascynujące, ale i oczywiście bardzo smutne. To miejsce i ludzie, żyjący tutaj pięćset lat… Wojna robi spustoszenia w różnych wymiarach życia człowieka. Ta ostatnia też to zrobiła. Ludzie, potomkowie tych wieloletnich mieszkańców, zniknęli. Ale ziemia została i historia została. Tereny zostały zasiedlone nowymi mieszkańcami, którzy nie do końca oswoili te miejsce, nie utożsamiali się z nim i kojarzyli raczej z tym co obce, niemieckie. Chociaż część nowych mieszkańców potrafiła uszanować to. I, co ważne, był to teren prawie zawsze, oprócz rozbiorów, należący do Polski. Nie są to tzw. Ziemie Odzyskane.
Zainteresowanie działaniami wokół kosznajderskiego dziedzictwa jest jednak chyba spore, co pokazuje na przykład nie tak mała frekwencja na spotkaniach dotyczących lokalnej historii…
Tak, na pewno. To się po prostu zaczyna sklejać, Kosznajderia zaczyna się sklejać jako całość. Myślę, że obecni mieszkańcy, których potomkowie przybyli z różnych stron, zarówno w dwudziestoleciu międzywojennym, jak i po II wojnie światowej, zaczęli rozmawiać i pokazywać miejsca historyczne, które zostały po Kosznajdrach, już nie z niechęcią, tylko nawet z dumą, że: „o, to zostało, jak przybyli rodzice, to tutaj było..”. Zwiększa się zainteresowanie tym tematem obecnych mieszkańców. Wydajemy publikacje na temat historii regionu, organizujemy spotkania. Zaciekawiliśmy ludzi historią, która nie jest ich historią. Ludzie zaczęli rozumieć miejsce, w którym żyją i zaczęli nawet mówić o Kosznajderii, czuć jakość tego miejsca. Można powoli zauważać zmianę.
Da się to łączyć z ich dziedzictwem „przywiezionym”?
Tak, to łączenie jest bardzo ważne. Myślę, że zwyczaje, w tym też np. kuchnia „nowych Kosznajdrów” jest bardzo interesująca i trzeba pozwolić im pokazać, co przywieźli. Była stara Kosznajderia i jest ta, powiedzmy, Kosznajderia 2.0. – ta nowa Kosznajderia. Z perspektywy historycznej długiego okresu czasu, to różni ludzie tu przyjeżdżali, mieszkali, przyjmowali pewne zasady, żyli tym, co przyroda im dawała – kiedyś bardziej, teraz, powiedzmy, przyroda czy ziemia nie jest jedynym wyznacznikiem, cywilizacja bowiem powoduje więcej możliwości. Jest w tym miejscu coś takiego, co powoduje, że ci ludzie w jakiś sposób czują się spadkobiercami dobrych rolników, dobrych relacji. Czują się trochę potomkami i miejsca, i tego co przywieźli. Jak to się połączy, to nie jest źle.